Spisałaś już zadania na ten rok? Wyznaczyłeś sobie jakieś cele? Nie? To do roboty…albo przeczytaj najpierw ten tekst.
Właśnie trwają wyścigi w publikowaniu noworocznych postanowień. Zewsząd atakują cię jakieś plany, pomysły, zamierzenia ale chyba tylko ich autorzy wierzą że rzeczywiście takie postanowienia mają sens. Przyznaj się; ile razy udało ci się zrealizować wszystko tak krok po kroku albo chociaż połowę? Chociaż jedną czwartą? No dobra, jedno małe zadanko? No ile razy?
Spośród moich znajomych w świecie rzeczywistym i w mediach społecznościowych, gdzieś tak dziewięćdziesiąt procent przysięga, że od nowego roku za siebie się weźmie. Schudną, zaczną uprawiać sport, będą się lepiej odżywiać, przeczytają więcej książek, zrobią wreszcie porządek w piwnicy. I co? I nic. Dupa. Od wielu lat są w tym samym miejscu i nie udało im się nic zmienić. Hmmm..no dobra, też mam co roku podobne plany i też co roku z nich nic nie wynika…Po latach radosnego pisania postanowień a potem podsumowywania, że znów nic z tego, po latach czytania relacji tych nielicznych, którym się udało, zaczęła mnie niepokoić nieprzyjemna myśl, że w takim razie coś ze mną i z moimi znajomymi jest mocno nie tak. I w ten sposób odkryłam pewną tajemnicę, której zawzięcie strzegą szczęśliwcy i o której słowa nie przeczytasz nigdzie w mediach.
Twój organizm to złośliwa bestia, która ci robi na złość aby cię wkurzyć i czerpać z tego satysfakcję. I potem chudym kościstym palcem pokazuje ci co o tobie myśli.
Nie wierzysz. Wiem. Naczytałeś się tej niuejdżowej papki, że masz władzę nad swoim ciałem i że ono cię słucha. Jeśli tak jest, to w takim razie niektórym dostało się w ramach jakiejś karmicznej zsyłki bardzo nieposłuszne ciało, jakiś drugi sort. Albo głuche jak pień. Chociaż nie, ono słyszy. W jakiś tajemniczy sposób wie co planujesz i zrobi wszystko co tylko możliwe aby ci te plany zniweczyć. Wiesz już o czym mówię?
I jak tę niesforną bestię hmmm…ugryźć? Jak z nią żyć? Otóż jest metoda w stu procentach pewna i sprawdzona. Posłuchaj i wypróbuj a będziesz mi wdzięczna. Będziesz mi wdzięczny.
Bestię traktujemy z wzajemnością. Po prostu.
Jeśli chciałabyś schudnąć, to nie wypowiadaj tego na głos ani nie zapisuj, bo natychmiast jakimś dziwnym trafem przechodząc potrącisz pudełko z ciastkami albo w Internecie nadziejesz się na super kaloryczny przepis, o którym nie będziesz mogła zapomnieć aż go zrealizujesz, zjesz, zliżesz z talerza. Nie próbuj afirmacji bo natychmiast pognasz do lodówki. Co zatem zrobić, pytasz. Rada jest kosztowna ale działa. Zacznij podczas urlopu. Zapełnij lodówkę smakołykami i postanów sobie, że obejrzysz cały sezon House of cards albo Housewifes. Ustaw przed sobą talerze ze smakołykami, wyłóż wszystko co masz. I zacznij realizować swój niecny plan. Gwarantowane, że po jakimś czasie zaczniesz traktować smakołyki z obojętnością i nagle poczujesz nieodpartą chęć wstania i zabrania się do czegoś. Za chwilę ktoś zadzwoni z pytaniem, czy nie dałabyś się namówić na nordicwalking a twój pies stwierdzi, ze właśnie ma ostrą postać biegunki. I wiesz co? Nici z oglądania filmów w spokoju. Będziesz mieć sporo ruchu i zapomnisz o jedzeniu. Powtarzaj przez parę dni. Zobaczysz, że ciało zrobi wszystko aby udaremnić ci twój oficjalny plan. I kto się śmieje ostatni?
Jedziemy dalej.
Chcesz czytać więcej książek ale nie masz czasu. Jedyne co musisz zrobić to mieć w pobliżu wybraną książkę, którą chcesz przeczytać. Koniecznie w wersji papierowej. Do tego świeczkę i zapałki. Ogłoś wszystkim dookoła, że właśnie zabierasz się do pracy, zamierzasz cały dzień pisać pilny raport i bez wahania zastrzelisz każdą osobę która otworzy drzwi do twojego pokoju. Raport jednak musi być prawdziwy. Jeśli nie raport, to pilna analiza, sprawozdanie, cokolwiek. Zgadnij co się zaraz stanie? Bingo, wyłączą prąd. Bez prądu niewiele możesz zdziałać, więc z wyrazem niesmaku na ustach podstępnie zabierasz się za książkę.
Marzysz aby się więcej ruszać, prawda? Kup piękne pokrowce na siedzenia do samochodu. Najlepiej tuż przed długim weekendem. W efekcie padnie ci akumulator, ale tak totalnie że do wymiany. Będziesz teraz przez parę dni zasuwał wszędzie piechotą.
Dla tych, którzy chcieliby odżywiać się zdrowiej, też jest rada. Kupcie trochę zdrowego jedzenia, jakieś marchewki, brokułek, sałata, to co uznacie za wartościowe. Odczekajcie dzień lub dwa aby ciało się nie zorientowało, że zamierzamy je właśnie zrobić w konia. Następnie kupcie jakieś ciastka, chipsy, parę chińskich zupek i jakąś najtańszą konserwę. Koniecznie przed świętem aby sklepy były zamknięte. Teraz zaproście kogoś (ciało będzie zachwycone, że osiągnie lepszy efekt) i zacznijcie wykładać niezdrowe jedzenie na talerze i miseczki. Stawiam gruszki przeciw jabłkom, że niezależnie od czego zaczniecie, i ile tego zjecie, dopadnie was błyskawiczna jelitówka. Stracicie około dwóch kilo w trybie natychmiastowym i dalsze parę dojadając zdrowe warzywka z lodówki, bo nie będziecie mieć siły na pójście do sklepu.
Pisać dalej? Hmmm…myślę, że już załapałeś. Już wiesz :o) Powodzenia! I nie zapomnij napisać w komentarzach jakie masz efekty!