Z Locorotondo wyruszyliśmy dalej i po drodze zajrzeliśmy do miasteczka Cisternino. Mówi się o tym miejscu, że jest urocze i piękne. To prawda. Po obejrzeniu tylu pięknych miejsc byliśmy już nieco zblazowani, ale Cisternino okazało się całkiem ładne. Z pozoru i na pierwszy rzut oka, powitały nas mało ciekawe i zwyczajne ulice…
Ale gdy się wie, w którą boczną uliczkę skręcić….to miasteczko ukazuje swoje ładniejsze tajemnice :o) Na przykład taki uroczy domek…
Wszędzie widać już znaki nadchodzących Świąt i dekoracje można wykonać z prawie wszystkiego :o)
Dbałość o szczegóły – nawet zwykłe drzewko ma swoje ozdoby…
Niestety mieliśmy niewiele czasu i musieliśmy jechać dalej. O tej porze roku szybko robi się ciemno, a chcieliśmy jeszcze parę rzeczy zobaczyć zanim ostatecznie dotrzemy na nocleg do Taranto. Po drodze zawitaliśmy więc do nobliwej i eleganckiej miejscowości Martina Franca. Oglądaliśmy ją jednak już po ciemku. Mimo to urzekła nas swoim urokiem i pięknem. Architektura jest tu bardzo bogata w ozdoby. Popatrzcie sami…
Piękne kościoły i piękne bramy…
Nawet zwyczajne drzwi są ładnie ozdobione…
Na głównym placu są już Gwiazdkowe dekoracje…
W sklepach stada Mikołajów :o)
Tymczasem w bocznej uliczce…
Trochę mało czasu mieliśmy na tę piękną miejscowość, ale choć przez chwilę chłonęliśmy tę atmosferę. Czas na Taranto :o) Taranto to duże miasto, zupełnie inny charakter miejsca niż tych, które dotychczas odwiedzaliśmy. Duże, tłoczne i głośne miasto, nieco zatłoczone i niestety mocno zaniedbane. Przepiękne, stare, historyczne budynki powoli niszczeją. Na ścianach są graffiti, na ulicach leżą śmieci…Jeśli jednak przymknie się na to oko, można znaleźć perełki również i tutaj.
Podziw budzi duży port i zamek nawiązujący do czasów dawnej świetności.
Z miasta na starówkę prowadzi most, na którym zakochani wieszają kłódki. Tym razem znalazł się tu nawet welon jakiejś świeżo upieczonej panny młodej :o)
Gdzie nie spojrzysz – widać znaki dawnej świetności…
I tajemnicze stworzenia strzegące tajemnic mieszkańców…
Co prawda sklepy reklamują jakieś wysoce podejrzane wyroby mięsne….
Ale gdy wejdzie się głębiej w boczne uliczki, można znaleźć prawdziwe perełki sztuki ubarwiające to miasto…
Są też piękne i bogato zdobione bramy, częściowo porośnięte już roślinami i mchem…
I oczywiście piękna katedra:
Niektóre uliczki są piękne i zadbane.
Inne jednak są zaniedbane i brudne. Ale zawsze można tu coś ciekawego znaleźć. Jak na przykład tę skomplikowaną instalację rynnową :o)
Albo zawiłe labiryntowe schody :o)
Są tu kolczaste domy (ktoś wie do czego służą te kolce?)…
I pudełka patrzące na Ciebie wymownie z jakimś takim smutkiem…
Uliczka z muralem zapraszającym do mięsnego…
…sąsiaduje z oznakami dawnej świetności. Miasto kontrastów.
W jednej z bocznych uliczek, znienacka natrafiliśmy na niedużą kafejkę serwującą przepyszną włoską kawę. Prawdziwy rarytas dla tych, którzy wiedzą jak tu trafić :o)
A gdy weszliśmy do środka, okazało się, że jest to również (zgodnie z nazwą) miejsce dla wielbicieli książek :o)
Książki były dosłownie wszędzie, nawet w lodówce :o)
Zwiedzanie Tarentu zakończyliśmy na nadmorskim bulwarze.
Zostawiamy więc Tarent, z jego dawną wspaniałością i ambicjami i kierujemy się dalej – do pięknego Lecce, gdzie mamy następny nocleg. Ale o tym w następnym odcinku :o)